
Czarno na białym. Rak skóry i wszystko inne
- Katrin Wiemeyer
- 22 lutego.
- Czas odczytu 4 min.
Część 31
Ciężki kapelusz pasujący do ciężkiej kurtki
Od kilku dni zastanawiałem się, jak i czy w ogóle napisać ten wpis...
Wczoraj podzieliłem się tym z moimi kolegami z działu samopomocy i zachęcili mnie. Więc zaczynamy.
Dlaczego ten post jest dla mnie taki trudny? Ponieważ będzie głęboki, głębszy niż poprzednie. Być może głębszy niż jakikolwiek inny.
Moja ciężka kurtka ma gościa z ciężkiego czapki.
Zacznę i postaram się zabrać cię ze sobą.
Moja ciężka kurtka ma obecnie kilka kieszeni pełnych starych, śmierdzących resztek, tych kruchych, wiesz, tych. Od początku nowego roku prowadzę badania.

Ściskają mi piersi, żeby sprawdzić, czy moje torbiele staną się czymś innym i czy los mojej mamy mnie dogoni. Idę na rezonans magnetyczny, żeby sprawdzić, jak długo mogę odkładać operację kręgosłupa bez zdobycia czapki głupca.
Za kilka tygodni udam się na kolejną wizytę kontrolną. Mój marker nowotworowy zostanie pobrany po raz ostatni, ponieważ minęło już 5 lat.
5 lat to duża liczba w Melanomhausen. Gdy uda ci się osiągnąć 5 lat, jest duża szansa, że uda ci się osiągnąć resztę. To niezapomniany moment, na który liczyłem od dłuższego czasu. Naprawdę nie mogłem się doczekać.
Ale po prostu się boję. Ona wróciła i nie wiem dlaczego.
Katharina napisała mi wczoraj, że "musimy nauczyć się pokonywać strach każdego dnia".
Tak jest, witaj śmierdząca kurtko, Febreze jest wyprzedany lub już pusty.
"Zaciągnij się porządnie, zanim pomyślisz, że pozbyłeś się zapachu".
I A potem jest jest ciężki kapelusz.
Chyba dobre cztery lata temu otrzymałem wiadomość z tytułem "mamy pytanie".
Administratorzy naszej grupy na Facebooku zapytali mnie, czy chciałbym zaangażować się jako moderator dużej grupy.

Byłem zdumiony, co wyróżniało mnie spośród setek członków? Byłem głęboko poruszony i szybko zdałem sobie sprawę, że to moja szansa, aby zrobić coś dla innych. Teraz mogłem dać coś od siebie.
Podejrzewałem, że nie zawsze będzie łatwo odebrać nowe króliczki w ich pierwszym strachu i towarzyszyć starym w trudnych podróżach.
Jakimś cudem jednak udało mi się to zrobić całkiem dobrze, ponieważ jako zespół administratorów również byliśmy w ciągłym dialogu, a zatem w swego rodzaju kolegialnym śledzeniu. Co więcej, większość ludzi na tym wielkim Facebooku była mi znana dzięki ich słowom i zdjęciu, ale wciąż trzymałem dystans. Kiedy stało się to dla mnie za dużo, zachowałem dystans. Zacząłem pisać tego bloga i przetwarzałem swoją podróż.
Po drodze zabrałem ze sobą kilka osób i ich serca...
Ale od jakiegoś czasu coś się zmieniło.
Poprzez nasze spotkania i barcampy Poznałem wielu z was osobiście i z niektórymi z was utworzyła się więź, czasem delikatna i ledwo widoczna. Czasami jest gruba jak lina okrętowa.
Uwielbiam te kontakty, przyniosły mi rozmowy i chwile, które są dla mnie jak skarb. Pomagają mi nie czuć się samotnie z moją ciężką kurtką.
Ale sprawiają też, że wszystko we mnie jest bardziej przepuszczalne.
W chwili, gdy to piszę, ludzie, którzy nie są mi już obcy, walczą o życie.
Znoszą ból, operacje i terapie. Szukają możliwości i doświadczają niepowodzeń. Świętują sukcesy i starają się zrównoważyć normalne życie.
Masz dzieci, tak jak ja, lub chciałbyś je mieć. Są samotni, mają rodziny, partnerów lub przyjaciół.
W złych chwilach leżysz na kanapie z futrzanym nosem w zagłębieniu kolana.

A jeśli nasza choroba była silniejsza niż wszystkie przeciwności losu, idą swoją ostatnią drogą.
Robią to świadomie, ponieważ dzięki naszej społeczności wiedzą, co to oznacza.
W najlepszym przypadku przygotowali się, uporządkowali swoje rzeczy, określili swoje życzenia i podjęli decyzje.
Dla mnie samopomoc i kapelusz, który założyłem, kiedy powiedziałem "tak", oznaczają, że się nie chowam. Nie zostawiam zamkniętej grupy ani wyłączonego telefonu komórkowego. Ponieważ to nie działa. Wziąłem kapelusz i włożyłem go do szafki, ponieważ robi się ciężki.
Tak właśnie jest teraz.
Kurtka wisi na moich ramionach, a czapka wciąż jest na wierzchu.
Piszę krótkie zdania pod postami i mam nadzieję, że moje słowa są właściwe.
Piszę tutaj i ponownie mam nadzieję, że moje słowa są właściwe.
Zdaję sobie sprawę, że jestem osobą, która lubi kapelusze, zakłada je i nosi bez większych obaw.
Żongluję nimi, który z nich jest teraz najważniejszy?
Kapelusz dla mamy?
Czapka kierownika przedszkola?
Kapelusz partnerski?
Kapelusz dla dziewczyny?
Kapelusz samopomocy?
Prawdopodobnie nie zawsze podejmuję właściwe decyzje i czasami myślę, że nieco ezoteryczny psychoheini z pewnością wyjaśniłby mi, że mój problem z kręgosłupem w szyi pochodzi od wszystkich kapeluszy.
Może miałby rację. Ale to ja i idę dalej.
Kim bym był, gdybym wykopał sobie dół, podczas gdy inni musieliby siedzieć na górze?
Na szczęście - jak zawsze - nie jestem sam.
Jest nas wielu.
Przejdź bezpiecznie przez burzę, słońce zawsze tam jest. Nawet jeśli czasem go nie widzimy.
Twoja Katrin



Komentarze