
Czarno na białym. Rak skóry i wszystko inne
- Katrin Wiemeyer
- 11 kwietnia 2023 r.
- 3 min. czas odczytu
Część 14
Wesołych Świąt Wielkanocnych!
Drodzy wszyscy, mam nadzieję, że mieliście wspaniałą Wielkanoc, nasz dom był pełen, wszystkie dzieci, niektóre z bliskimi, siedziały wokół naszego stołu. Ucztowaliśmy, śmialiśmy się, rozmawialiśmy i dyskutowaliśmy. Zawsze tak jest, gdy wszyscy się spotykają, rzadko jest cicho i trochę jak za dawnych czasów.
I szczerze mówiąc, czasami zadaję sobie dziś pytanie, jak sobie z tym poradziliśmy z tą grupą wspaniałych ludzi, którzy czasami nie byli wspaniali... i zawsze ktoś chory lub w gipsie, dalsza rodzina....
Zrobiliśmy to i wyszło świetnie, to na pewno!
Tym razem trochę trudno było mi zacząć pisać.
Nie dlatego, że brakuje mi pomysłów, ale dlatego, że tym razem mam taki kłębek w głowie i nie mogę znaleźć początku wątku...
Podobnie jak lampki choinkowe, które trzeba rozbierać w każde Boże Narodzenie.
I wtedy pomyślałem, że napiszę dokładnie o tym, o kłębku włóczki ze wszystkimi luźnymi końcami, których po prostu nie można złapać.
Wiele wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku tygodni w bańce raka ale także w normalnym świecie czy jakkolwiek powinienem go nazwać.
W normalnym świecie Jestem dość zajęty w pracy, moja nowa rola menedżera jest wymagająca i ekscytująca, muszę robić sobie przerwy i wyłączać się.
Cieszę się tą normalnością, cieszę się, że znów normalnie podróżuję, myślę o błahych rzeczach, a nie ciągle o raku. Czasem mam wrażenie, że za dwa lata może nadal będę zaangażowana w samopomoc, ale już z odpowiednim dystansem do własnej historii. Prawdopodobnie będę mówić ludziom, że mnie też to kiedyś dotknęło, że to był ciężki czas, ale już za mną.
Doświadczenie, etap w moim życiu, jak wiele innych.
Możesz teraz przewracać oczami, ale przysięgam, że są dni z tym uczuciem!!!
A potem są dni, kiedy zanurzam się głęboko w stare uczucie.
Kilka dni temu brałem udział w świetnym projekcie w Berlinie i mogłem poznać Michaela i Nilsa, dwóch chłopaków z "Hautversaut". Chodzi o świadomość raka skóry. Siedzieliśmy razem, opowiadaliśmy sobie nasze historie, wymienialiśmy się pomysłami i słuchaliśmy siebie nawzajem. Momentami było to dla mnie bardzo poruszające.
Pomyślałem: "Wow, z jednej strony nie byłoby mnie tutaj bez raka... a z drugiej strony, czy to nie za dużo w pewnym momencie? Czy nie muszę się lepiej chronić, nabrać dystansu i normalnie funkcjonować?".
Nie znalazłem odpowiedzi, ale w jakiś sposób poczułem, że znów zataczam się między światami.
Drodzy ludzie pytali, jak było w Berlinie.
Co powinienem odpowiedzieć?
Było świetnie, dobrze się bawiłem i doświadczyłem wspaniałych, ekscytujących rzeczy.
Ale jak wytłumaczyć komuś z normalnego światajak to jest, gdy mężczyzna siedzący naprzeciwko mówi ci, że jego wielkim celem jest skończenie 40 lat!
Jak powinienem o tym mówić?
Przytłoczyłbym szanownych pytających, wiem, że...
Dlatego ostatnio coraz częściej milczę.
To trochę jak z nie-rodzicami o byciu mamą rozmowa z nie-rodzicami... to po prostu nie działa.
Możesz podawać fakty, możesz wywoływać uczucia, ale nigdy nie będą one takie same jak u kogoś, kto znajduje się w tej samej sytuacji. Kropka. Nie można tego zmienić, przynajmniej nie dla mnie. Albo jeszcze nie, kto wie.
I co mam zrobić z tą świadomością?
Myślę, że będę kontynuował jak poprzednio.
Jestem pedagogiem, kierownikiem przedszkola, mamą, żoną, przyjaciółką i siostrą.
A ja jestem chory na raka.
Być może chęć pogodzenia tych dwóch rzeczy jest po prostu nierealna.
Może dwa kapelusze też są w porządku.
Może to trochę jak dobry związek.
Opowiadasz partnerowi o wyzwaniach, przed którymi stajesz w pracy. Druga osoba słucha, wczuwa się i być może ma jakąś wskazówkę. Może być przy mnie, nie odczuwając tego samego stresu.
A potem możesz spotkać koleżankę, która nie będąc tam, od razu wie, jak wyglądała ta sytuacja.
Tak właśnie czuję się w samopomocy.
Po raz pierwszy spotykam ludzi w prawdziwym życiu, na przykład na naszym czytaniu albo w Berlinie. Albo wtedy na odwyk.
I natychmiast pojawia się połączenie, uścisk wydaje się znajomy.
Możesz więc sobie wyobrazić, że naprawdę nie mogę się doczekać spotkania naszej grupy w Essen za kilka dni!
Tak więc, drodzy czytelnicy... mówiłem wam, plątanina z wieloma splątanymi końcami, nie do końca namacalna.
Postanowiłem jednak napisać o tym wczoraj.
Wczoraj byliśmy u moich teściów, teściowa też ma raka i afazję, która odbiera jej słowa.
Kiedy się żegnaliśmy, chwyciła mnie za rękę i powiedziała: "Oboje!".
I wyczułem, co miała na myśli... oboje wiemy, jak to jest, może jesteśmy teraz bardziej połączeni niż przez 16 lat wcześniej.
Ona ma słowa w głowie, ja mogę je zapisać.
Co za prezent.







Tak pięknie napisane. Czuję wszystko w tym ♥️ Chciałbym iść na następną randkę w Berlinie.